27 lutego 2019


Tym razem zapraszam Was do kolorowego  świata Aleksandry Kaliszan, która do Wrocławia przywędrowała wprost z Aleksandrii koło Kalisza. :-) Ola swoje mieszkanie w kamienicy ma dopiero od kilku miesięcy, ale już teraz można powiedzieć, że jest ono bardzo barwną, eklektyczną przestrzenią na wrocławskim Kleczkowie. Chodźcie!


Kasia Kwiecień: Zacznę od mojego standardowego pytania, dlaczego kamienice?


Ola Kaliszan: Lubię rzeczy z duszą. Budynek z historią daje pole do tego, żeby pozastanawiać się trochę, kto tutaj wcześniej mieszkał, jak żył. Może to zabrzmi śmiesznie, ale na początku trochę się bałam duchów. ;-) Ale po pierwszej nocy tutaj, wiedziałam, że to jest to - że to jest moje miejsce! Myślę, że to ta historia, która stoi za budynkiem, najbardziej mnie przyciąga do kamienic. No i oczywiście przestrzeń!

A jak stara jest Twoja kamienica?


Ma dokładnie 119 lat! Czyli jest z 1900 roku.

W Twojej okolicy w ogóle jest bardzo dużo kamienic. I co ważne - nie są przedzielone plombami czy jakimiś architektonicznymi koszmarkami.


Tak! Kleczków bezpośrednio sąsiaduje z Nadodrzem i Psim Polem. Każda z tych kamienic jest bardzo stara. Jeszcze nie zaznajomiłam się dokładnie z historią okolicy, ale wszystko przede mną! Co mnie ucieszyło? Tak, jak czytałam w Twoim przewodniku na temat tego, czym się kierować, przy zakupie mieszkania w kamienicy (który baaardzo mi pomógł!), sprawdziłam po prostu wcześniej, czy nikt nie ma tu w planie czegoś wyburzać, wstawiać plomb, żeby były w dobrym stanie technicznym. Ale także to, żeby w bezpośrednim pobliżu nie było np. restauracji. Co prawda za budynkiem, z drugiej strony, widziałam jakieś nowsze budynki, ale to nie w moim rzędzie kamienic. Są za to ukwiecone balkony i wszyscy mówią sobie “dzień dobry.”

Co więcej, była właścicielka mieszkania oprowadziła mnie po wszystkich sąsiadach, przedstawiła. Od razu poczułam się, jak w domu!

A to się chyba rzadko zdarza!


Muszę przyznać, że to od razu wprowadziło przyjazną atmosferę! Widać było, że ona chce, abym się tu czuła dobrze. O wszystkim mi opowiedziała, np. na co uważać. Niektórzy chcą ukryć jakieś defekty, a myślę, że ona była szczera we wszystkim. Od pierwszego wspólnego spotkania z naszymi agentkami nieruchomości, poczułam pozytywne wibracje. Wierzę w to, że dobrą energię się przenosi!



Przeglądając Pinteresta, Ola natrafiła na dekoracje ślubne - girlandy kwiatowe układane za stołem dla pary młodej. One co prawda były z żywych roślin, ale Ola pomyślała, że ze sztucznych goździków (bardzo lubi goździki) też będzie super! Na Allegro znalazła je za 30 gr za sztukę. Pozostało zmontować całą kompozycję na zwykłą taśmę klejącą. Tata Oli wyszukał na starociach tę konsolę, którą bohaterka tego wywiadu przemalowała na energetyczny koral.


W sumie ktoś właściwie mógłby tylko chcieć przeprowadzić transakcję, uścisnąć dłoń i zacząć nowy rozdział w życiu, a jednak wkłada ten dodatkowy wysiłek i wprowadza nowego mieszkańca w kamieniczne meandry. 


Tak! Wprowadziłam się w sierpniu 2018 roku, a do tej pory mamy z poprzednią właścicielką kontakt. Zaprosiłam ją nawet na kawę, ale boję się, żeby ta starsza kobieta nie doznała szoku, gdy zobaczy, ile się tu zmieniło!



Wróćmy jeszcze do momentu przed zakupem. Powiedz coś więcej: czym się kierowałaś? Co Ci się podobało w mieszkaniach, które oglądałaś, a co nie?


Oglądałam w sumie 16 mieszkań, zanim kupiłam to. Wyszłam z założenia, że niezależnie, co wybiorę, będę chciała w swoim gniazdku stworzyć klimat kamienicy. Bardzo podobały mi się bloki z lat 80. na Kuźnikach. Zależało mi na dużych oknach i widoku na drzewa. Poza tym, mam bardzo wrażliwy sen, więc musiało być cicho. Z technicznych spraw - żebym nie musiała martwić się pionami, wymianą elektryki. Odrzuciłam od razu stan deweloperski - raz, że zniechęca mnie "betonowość", a dwa, że czas oczekiwania na ekipy remontowe / wykończeniowe jest bardzo długi, a chciałam jak najszybciej się wprowadzić i mieć możliwie jak najmniej do remontu.

Poniżej znajdziecie zdjęcia mieszkania przed remontem.








A w jakich dzielnicach oglądałaś mieszkania?


Głównie Nowy Dwór, bo to właśnie w tej dzielnicy mieszkałam od swojego przybycia do Wrocławia. Poza tym - ciekawostka - na Gajowickiej, gdzie nie były to kamienice, a poniemieckie budynki, które miały jeszcze bunkry w piwnicach! Również na Nadodrzu i przylegającym Kleczkowie.

Miałaś wizję mieszkania ze swoich snów? Takiego idealnego?


Od nastoletnich lat zbierałam dużo różnych przedmiotów i upychałam je w wynajmowanych mieszkaniach z myślą o tym jedynym. W ogóle uważam, że nawet wynajmowane mieszkanie powinniśmy urządzać tak, jak chcielibyśmy żyć. Fajnie jest wracać z pracy czy szkoły do ładnego wnętrza. Niektórzy preferują minimalizm, ale ja przez te lata starałam się gromadzić uniwersalne rzeczy, które wpasują się już w te moje kąty.

Wiedziałam od zawsze, że kuchnia ma być szalona i kolorowa. Realizuję tu swoje kolorystyczne fantazje! Zależało mi też na tym, by w salonie mieć galerię z moimi pamiątkami z podróży, które przywożę w bagażu podręcznym, więc są na tyle małe, że zmieszczą się w ramki. ;-) Do tego koniecznie kanapa w wyrazistym kolorze - gdy tylko zobaczyłam w sklepie obecną, wiedziałam, że musi być moja!

Co do klimatu, wyobrażałam je sobie jako wariację na temat boho (pokazujące moje twórcze zapędy). Sypialnię z kolei potraktowałam osobno, bo chcę tam stworzyć przytulne gniazdko do wynajmu na Airbnb. Jest więc ciepła i spójna z resztą mieszkania.







I w końcu trafiłaś do swojego wymarzonego mieszkania w kamienicy! Na co zwracałaś uwagę w samym budynku?


Od początku: nie wyobrażałam sobie szukania mieszkania bez agentki nieruchomości. Trafiłam na świetną kobietę-specjalistkę! Ona o wszystko wypytywała drugą stronę, a ja tylko przysłuchiwałam się, jakie pytania zadaje i co sprawdza. Bardzo ważne było dla mnie sąsiedztwo - ile jest mieszkań komunalnych, a ile własnościowych. Czy dach został wyremontowany, czy piwnice są suche. Jak wysokie są rachunki za ogrzewanie - słyszałam już wiele opowieści o tym, że w kamienicach jest zimno, że okna są nieszczelne. Wyjeżdżając na weekend wyłączam ogrzewanie i sprawdzam termostat - po powrocie wciąż widzę 22°C. Do tego, jak wspomniałam, instalacje. W moim mieszkaniu gruntowny remont był przeprowadzony 18 lat temu, więc w zasadzie nówka! Dodatkowo zależało mi na dwóch rozkładowych pokojach - w razie gdyby przyjechali goście, czy w opcji potencjalnego wynajmu. I jeszcze osobna kuchnia! Ostatnio miałam aneks.

Właśnie - przez nowe, dość kompaktowe budownictwo przyzwyczailiśmy się do tego, że kuchnia jest połączona z salonem i części osób to odpowiada, ma swoje plusy.


Tak jest na przykład w moim domu rodzinnym. Goście pozostają już w kuchni, w której są stół i kanapa. Idealne miejsce do biesiadowania! Ale jestem dość wrażliwa na zapachy, nie lubię, jak się roznoszą. Moja obecna kuchnia bardzo mi odpowiada, to jest taka moja dziupla. Bardzo lubię tu przesiadywać. Nie przeszkadza mi nawet brak okna. Kiedyś to pomieszczenie było nyżą, czyli miejscem, gdzie spała służba.

Opowiedz w takim razie, jak się urządziłaś! Masz tutaj sporo mebli z poprzednich epok.


Kuchenny stół to pamiątka po moich pradziadkach. Nikt nie pamiętał już, gdzie pierwotnie się znajdował, ale w naszym domu był elementem tzw. letniej kuchni - przestrzenią roboczą do przygotowywania różnych rzeczy. Stwierdziłam, że idealnie wielkością wpasowałby się w moją nową kuchnię, więc spędziłam czas w ogrodzie, aby przemalować go z okropnego, obdartego białego na słoneczny żółty. Do tego trzeba było pozbyć się szkodników. Wymagał sporego zaangażowania, ale moja mama ma już wprawę, bo wiele rzeczy odnowiła. Uzbroiłyśmy się w specjalne środki: terpentyny i inne chemikalia, do tego folię i zwalczyłyśmy niepożądanych gości. ;-) Potem szlifowanie i malowanie farbą do drewna.








Co do urządzania, to generalnie lubię eklektyczność - gdy przedmioty mają swoje historie. Większość mebli pochodzi z drugiej ręki, chyba tylko kanapa jest nowa. Regały wiklinowe, szafki, stolik - wszystko wyszperane, głównie z OLX. A krzesła podkradłam z ogrodu rodziców.

Wiem, że teraz bardzo modne są stoliki patyczaki, ale zależało mi właśnie na takim, który będzie miał półeczkę na gazety, więc oto jest i w moim mieszkaniu. Podobnie z wikliną. Przez to, że boho zdobywa teraz serca dekoratorów wnętrz, znalezienie ciekawego regału graniczy z cudem albo jest wyzwaniem cenowym. ;-)


Musisz też opowiedzieć o tych dwóch wyjątkowych krzesłach!


Ich drewniane szkielety to pamiątki po moim pradziadku, a obecnie to wyraz mojej twórczości z gimnazjum, z 2003 roku. Pierwsze okleiłam sznurkiem na klej stolarski. Drugie to historia wakacyjna z kolonii językowych: znad bałtyckiej plaży w Dźwirzynie przywiozłam worek kamieni i stwierdziłam, że wykorzystam je do dekoracji krzesła.




Dla Oli pamiątki z podróży to symbol tego, że ducha miejsc przywiozła do Polski, ale też znak tego, że cząstkę siebie zostawiła właśnie tam. 
Na półkach są pamiątki z Wyspy Wielkanocnej, Nowej Zelandii, z Australii i Brazylii. Do tego kawałki materiałów, np. podkładki pod kubki z Japonii. Standardowo - magnesy.
Pojawia się też tekst z "Romeo i Julia", którego uczyłam się na wymianie szkolnej w Danii. Ola pamięta go do dzisiaj. Liceum w Danii było początkiem jej podróżowania i rozbudziło ciekawość o świecie. 

Jest też miejscowość, z której pochodzi Ola, Aleksandria: obraz z domu rodzinnego i fotografia domu. 

Ile pracy kosztuje posiadanie takich mebli vintage? To nie zawsze jest przecież kwestia ceny.


Racja! Najbardziej pochłonął mnie wspomniany już stół. A co do czasu... chyba jeżdżenie po mieście! Regał wiozłam z kilkoma przesiadkami z dalekiego Psiego Pola. Jeśli spotkasz kobietę z meblem we wrocławskim tramwaju, bardzo prawdopodobnie, że jestem to ja. ;-) Starałam się jednak znajdować takie rzeczy, które nie wymagają gruntownej renowacji. W tym fotelu np. tapicerka była nowa, musiałam jedynie dokleić klejem stolarskim drewniane elementy. PRL-owski stolik wymagał jedynie przykręcenia śrubek. A przywędrował do mnie z Placu Grunwaldzkiego.

Też nie mam samochodu i tak zbieram rzeczy. ;-) Np. swoje krzesła do kuchni przywiozłam taksówką z prawie końca Wrocławia - na granicy Księża Małego, czy Wielkiego. A pan taksówkarz w ogóle totalnie czuł klimat, więc pewnego sobotniego wieczoru, kiedy ludzie wychodzą na imprezy, ucięliśmy sobie pogawędkę o polskim retro designie. Z resztą, chyba mieszkanie w kamienicy bardziej mobilizuje do zachowania pewnego charakteru.


Coś w tym jest! I zwiedza się miasto. :-)

A co do charakteru - jak wyglądał remont Twojego mieszkania?


Nie miałam żadnej ekipy, remont ogarnęliśmy we własnym zakresie. Głównie przeprowadzał go przyjaciel rodziny, który z zawodu jest muzykiem! Złota rączka! Przyjechał na kilka dni. We wtorek otrzymałam klucze i już wieczorem tu był razem z moją Mamą, potem dojechał jeszcze Tata. Najwięcej pracy wymagał salon, bo wymyśliłam, że chcę mieć sztukaterię. To zajęło około 2 dni. Dodatkowo malowanie całej przestrzeni - wysokość stała się niełatwym wyzwaniem! W kuchni planowałam zostawić dolne szafki z pozostawionych przez właścicielkę mebli i je przemalować, ale znalazł się chętny na cały komplet, przez co zyskałam dużo przestrzeni. Wujek spod Twardogóry - okolic słynących z salonów meblowych i stolarzy - zrobił mi szafki na wymiar. Nie są z sieciówki, więc na pewno nie rozwalą się po kilku latach. W kuchni zdjęta została część kafli, wyrównywane były ściany. Sporo pracy! Choć tak naprawdę, porównując do innych remontów, mój był pewnie kosmetyczny. Poza tym mieszkanie było bardzo zadbane przez poprzednią właścicielkę.





A jakie oryginalne elementy się zachowały?


Niestety nie było sztukaterii ani wysokich drzwi - mam jednak nadzieję, że kiedyś do nich wrócę. Jest za to parkiet, który nie wymagał cyklinowania oraz balustrada na balkonie. I to chyba tyle.

A jak wysokie jest Twoje mieszkanie?


Ma 3,20 m. Chciałabym powiesić tutaj huśtawkę, ale trochę się obawiam, mimo, że stropy podobno były wzmacniane.




Coś jeszcze planujesz zmieniać?


W przyszłości chciałabym zmienić płytki i terakotę w kuchni. Potrzebuję też okrągły, rozkładany stół z krzesłami do salonu, najlepiej w stylu art deco - abym mogła na obiadach gościć całą rodzinę! To taka nasza niedzielna tradycja. No i Święta! Chciałabym wkrótce wyprawić u siebie Wigilię. Marzą mi się też regały na książki, szukam też idealnego wieszaka do korytarza… Parę drobnych ulepszeń w mieszkaniu jeszcze się przyda.

A w ogóle, co myślisz o tym trendzie, który się nam powoli wkradł - że jest coraz więcej młodych szalonych ludzi, którzy chcą mieszkać w kamienicach?


Myślę, że kamienice przyciągają artystyczne dusze. Moi sąsiedzi z góry i z dołu to młodzi ludzie - widzę przez okna, że zmieniają kamieniczne otoczenie, np. odkrywają ściany do cegieł. Dbają o zachowanie oryginalnych elementów. Poza tym ten trend wiąże się mocno z recyklingiem, wykorzystywaniem tego, co już powstało, a nie tworzeniem nowego.

Dużo podróżowałaś. Powiedz, czy kamienice są czymś wyjątkowym z tej "światowej" perspektywy? Czy to jest coś, o co powinniśmy dbać nie tylko dlatego, że chcemy w nich mieszkać, ale też z powodu tego, że są swego rodzaju dziedzictwem architektury i historycznym?


Pewnie, że musimy o nie dbać! Nie wszystko, co nowe, jest lepsze. Np. w Australii większość budynków, to wiktoriańskie domki szeregowe. Pięknie się prezentują, ale są bardzo wąskie. Moja koleżanka w Sydney ma taki dom, do którego wchodzi się z dworu od razu do salonu. Nie ma przedpokoju. Jest tam sporo drewnianych elementów, kilka kominków. Budynki mają po 3 piętra. Na każdym poziomie jest inna strefa: na parterze kuchnia, salon, łazienka i wyjście na mikro ogród, wyżej pokój do pracy i bawialnia, a na najwyższym poziomie sypialnie wszystkich członków rodziny.

Ale muszę powiedzieć, że znajomi z innych krajów, których poznałam na Erasmusie odwiedzając mnie we Wrocławiu, zachwycają się tym, co tutaj mamy. Np. w Hiszpanii budynki wyglądają zupełnie inaczej, choć nas oczywiście zachwycają te okiennice! A dziewczyny nawet w moim rodzinnym Kaliszu podziwiały pewne detale, na które ja - przez to, że przywykłam - nie zwracałam już tak uwagi.




Ta szafka ma metkę z XIX wieku i została wyhaczona na OLX za 180zł! To typ Chippendale, nawiązujący do angielskiego stylu meblarskiego Thomasa Chippendale'a z połowy XVIII wieku. W skrócie jest to eklektyczna mieszanka motywów egzotycznych, poprzednich epok i wielu elementów dekoracyjnych, co łącznie stanowi ten niepowtarzalny sznyt. Co ciekawe, oryginalnie jako materiałów używano mahoniu, hebanu i drzewa różanego. Ola zdobyła ją na wrocławskich Krzykach.

Wracając do okolicy - co fajnego masz w pobliżu?


Okolicę dopiero poznaję. Wcześniej dobrze zaznajomiłam się z Nadodrzem i jego licznymi knajpkami i kawiarniami. ;-) Bardzo lubię okolice Paulińskiej, Rydygiera i Roosevelta, w tym moje ulubione murale na ścianach tamtejszych podwórek! Czasem wpadam na pad thai z krewetkami do Mango Mama lub na kawę do Znasz Ich. W Macondo kupiłam ręcznie robione ptaszki, które wiszą w salonie. Z piekarni obok mojego przystanku kupuję chałkę na weekendowe śniadanie.
Mimo, że w okolicy jest więzienie i szpital psychiatryczny, to naprawdę czuję się tu dobrze! Często kręcą w mojej bramie filmy, pewnie jakaś “Ukryta Prawda” czy “Dlaczego ja?” z ATM-u.

Na koniec powiedz jeszcze, jaka jest Twoja ulubiona kamieniczna okolica we Wrocławiu?


Bardzo lubię ul. Zegadłowicza - te portale i krużganki są piękne choć zaniedbane. I jeszcze jak się idzie w stronę Zazoo Bar, taka ulica z wykuszami - obok jest, zdaje się, burgerownia.

O tak, ta okolica bardzo się wszystkim podoba, zdaje się ul. Norwida?


Tak! Zawsze marzyłam o wykuszu - zaaranżowaniu go z poduszkami. :-)

A Twoja definicja kamienicy?


Myślę, że kamienice to pomniki historii, które tak wiele widziały. Pomniki, którym nadano nowe życie, w nowych czasach. Pięknie śpiewa o tym L.Stadt w utworze “Oczy kamienic.” Gdyby tylko te ocalałe mury mogły mówić… Na szczęście dzięki audycji radiowej pani Joanny Mielewczyk w Radio RAM możemy poznawać niezwykłe opowieści dawnych mieszkańców wrocławskich kamienic, których za każdym razem słucham z ciarkami na plecach.

Ola:

We Wrocławiu jestem od: 5 lat
W kamienicy mieszkam od: sierpnia 2018 r.
Ulubione kamienice we Wrocławiu: kolorowe z wykuszami przy ul. Norwida.
Kamienica, która powinna być natychmiast wyremontowana: wszystkie przy ul. Zegadłowicza – mają piękne podcienie, portale, kafelki i drzwi, ale są bardzo zaniedbane, więc chętnie zobaczyłabym je w odświeżonej odsłonie.
Ulubione miejsce we Wrocławiu: ul. Włodkowica, kolorowe podwórka przy ul. Roosevelta i magiczny Zaułek Neonów (a więcej tutaj>>)
Ulubiona kawiarnia: lubię odwiedzać nowe miejsca, bo jest ich we Wrocławiu bez liku, ale chętnie wracam do Herbaciarni K2 z piękną, kolorową szafą i do Centrum Informacji Żydowskiej przy Włodkowica, gdzie czuję się trochę, jak w Tel Aviv.
Warto odwiedzić Wrocław, bo: Jest miastem, które dzięki niezwykłej architekturze, ilości kanałów wodnych oraz świetnej sztuce ulicznej, pięknie prezentuje się o każdej porze roku i niczym nie ustępuje europejskim metropoliom. 
Ulubione konto na instagramie: 
podróżnicze @drcuerda 
wnętrzarskie: @designattractor


Aleksandra Kaliszan vel Chasing Colors

Ola Kaliszan pretenduje do bycia posiadaczką najbardziej kolorowego mieszkania we Wrocławiu. :-) Jej przygody możecie śledzić na barwnych instagramach: wnętrzarskim i podróżniczym. Od lat podróżuje z plecakiem. Na ostatnim roku studiów udała się w pierwszą couchsurfingową wędrówkę po Krajach Bałtyckich i Skandynawii. Mieszkała w Danii, Niemczech i Czechach. Przez kilka lat pracowała w liniach lotniczych. Obecnie organizuje wyjazdy biznesowe wrocławskim programistom. Zaraża optymizmem dzieląc się kolorowymi odkryciami z otoczenia, a gdy potrzebuje wyciszenia - pakuje się i wyrusza w kolejną solo-podróż. :-)

INSTAGRAM: ola_sweethome
INSTAGRAM: ola_chasingcolors

13 lutego 2019


Kamienice poza tym, że zachwycają nas swoją architekturą, to tworzą lokalną społeczność i pokazują, że nawet małe działalności potrafią przetrwać boom hipermarketów i fast-biznesów. Foto Syrena z Mierniczej, Kwiaciarnia Irena przy Traugutta i Zakład Krawiecki z Komuny Paryskiej to takie codzienne - wyjątkowe miejsca, które prawdopodobnie mijacie w drodze do pracy czy szkoły. Teraz możecie poznać je, nie tylko mieszkając na Przedmieściu Oławskim, ale przede wszystkim słuchając audycji Kroniki Sklepowe Trójkąta. O tym super projekcie rozmawiam z Jackiem Sterczewskim!



Kasia Kwiecień: „Słuchaj Przedmieścia!” to wystawa w Muzeum Etnograficznym, która prezentowała historie mieszkańców Przedmieścia Oławskiego i zainspirowała Was do działania. Opowiedz proszę o kulisach - skąd pomysł na Kroniki?


Jacek Sterczewski: Zaczęło się od pomysłu warsztatów dziennikarskich dla dzieci w ramach Mikrograntów - Justyna Rudnicka, moja koleżanka z Akademickiego Radia Luz, miała już doświadczenie w takich działaniach, a zajęcia dziennikarskie pasowały do tematu obecnej edycji “sąsiedzkie mikrohistorie”. Ja z kolei chciałem zrobić coś na Przedmieściu Oławskim, pokazać historie jego mieszkańców.

Forma reportaży radiowych wynikła z naszych relacji z Radiem Luz, wspomnianych nagrań Muzeum Etnograficznego, ale równie mocno zainspirowały nas “Kamienice” - audycja radiowa Joanny Mielewczyk. Okazało się, że ludzie chcą słuchać opowieści swoich sąsiadów, a nagrania w internecie mogą być łatwo dostępne dla zainteresowanych. Ja sam jestem fanem podkastów - nagrań dostępnych w aplikacjach smartfonowych, czy na iTunes - i wydaje mi się, że jest to najlepszy sposób przedstawienia historii mówionych zwykłych ludzi. Moglibyśmy szukać tej historii w księgach i starych dokumentach, ale opowieści mieszkańców, którzy mówią do nas w słuchawkach są zawsze ciekawsze i bardziej zajmujące emocjonalnie.

Co Cię zaskoczyło w tym projekcie?


Udało nam się zachować sąsiedzkie, serdeczne relacje z bohaterami nagrań, ale życzliwość mieszkańców Przedmieścia Oławskiego nie była tu żadnym zaskoczeniem. Nie był to komercyjny, specjalistyczny projekt, ale szansa na poznanie się różnych pokoleń; wszystkie wywiady były przeprowadzane przez uczniów Szkoły Podstawowej nr 96 z ulicy Krakowskiej.

Ktoś mógłby powiedzieć, że nie mają wystarczającego przygotowania dziennikarskiego, ale kierowała nimi przede wszystkim ciekawość. Pytali o najistotniejsze rzeczy: co robią maszyny w zakładach, jak długo działają rzemieślnicy, dlaczego wybrali akurat ten zawód - a rozmówcy cierpliwie wszystko im tłumaczyli.

Najmilszymi momentami były sytuacje, w których rozmówcy z obu stron mikrofonu znajdowali nagle wspólne, sąsiedzkie wątki: pani z kwiaciarni chodziła do tej samej szkoły, a mama któregoś z uczniów robiła sobie zdjęcie do legitymacji u pana fotografa. Na tym polegał sens całej akcji - to nasze wspólne opowieści z Przedmieścia Oławskiego.

Kwiaciarnia Irena prowadzona przez Iwonę Świder, ul. Traugutta 107


Pan Janusz i Foto Syrena, ul. Miernicza 2

Alicja Polak, Pasmanteria Miernicza, ul. Traugutta 71A

Przysłuchując się tym mikroopowieściom, z jednej strony wyobrażam sobie ten Wrocław sprzed kilkunastu - kilkudziesięciu lat, a z drugiej, uświadamiam sobie, że jeśli teraz nie zaczniemy mówić o tych miejscach, to one mogą zniknąć z mapy miasta. Czy mają swoich następców?


Chociaż opowieści są raczej radosne, w głosach rzemieślników słychać dumę ze swojej pracy, to faktycznie, zawsze pojawiał się moment pewnego zwątpienia: co dalej? Nie ukrywam, że było to jednym z najważniejszych zadań całego projektu - przedstawienie tych opowieści w taki sposób, aby zachęcić do korzystania z klasycznych zakładów. Trochę reklamowo, ale chodziło o pokazanie jak wielka jakość kryje się w pracy mistrzów rzemiosła.

Wydaje mi się, że zmiana zawsze jest naturalna dla takich zakładów i staraliśmy się pokazać w naszych opowieściach. Kwiaciarnia była wcześniej zakładem zegarmistrzowskim, a Roman Szczepański przejął serwis rowerowy od swojego mistrza Jana Fabisiaka. Najważniejsze, że jest zachowana ciągłość i pamięć o tych miejscach na Przedmieściu Oławskim.

Wiemy, że swojego następcy szuka pan Janusz Pułka z “Foto Syreny” na ulicy Mierniczej. Jego dzieci zajęły się innymi zajęciami, on odchodzić będzie na emeryturę, ale trochę szkoda mu zamykać zakład, który założyli jeszcze jego rodzice. Może znajdzie się młody fotograf, który chciałby przejąć tak legendarne miejsce?

Każdy z nas może kontynuować tą piękną historię Przedmieścia Oławskiego.


Serwis rowerowy „Roman’s”, ul. Dąbrowskiego 17


Marian Walocha i jego Zakład Krawiecki przy ul.Komuny Paryskiej 73A

Krasnolód

A jaki jest odbiór mieszkańców Przedmieścia i innych Wrocławian?


Bardzo pozytywny! W komentarzach na facebooku spontanicznie pojawiają się sąsiedzkie wspomnienia związane z bohaterami naszych opowieści. Nagrywaliśmy “Kroniki” tylko przez chwilę, a te zakłady są obecne przecież na Przedmieściu dziesiątki lat. Tacy “rdzenni” mieszkańcy osiedla mogą dowiedzieć się czegoś o doskonale znanych im sąsiadach, a nowi ludzie Trójkąta, studenci, lub osoby które niedawno kupili tam mieszkanie, mają szansę na poznanie historii okolicy.

Jeśli chodzi o resztę mieszkańców Wrocławia, mam cichą nadzieję Przedmieście Oławskie przestanie już kojarzyć się z niebezpiecznym “Trójkątem Bermudzkim”. Owszem, wykorzystaliśmy ten symbol w nazwie naszego projektu, pomagam przy edycjach “Dnia Trójkąta” i właśnie chciałbym zmienić to określenie na lepsze. Jak to mówi nasza wspaniała seniorka i opowiadaczka lokalnych historii, Agnieszka Dubaniowska: to jest “Trójkąt Magiczny”.



Czy zamierzacie kontynuować Kroniki? Czego jeszcze możemy się spodziewać?


Przedmieście Oławskie kryje w sobie o wiele więcej tak ciekawych historii rzemieślników, więc chcielibyśmy je dalej przedstawiać. Są plany na “drugi sezon” nagrań, być może ruszy jakaś zbiórka w Internecie, planów jest wiele. Najważniejsze, że młodzi dziennikarze ze Szkoły Podstawowej nr 96 wyrażali chęć do dalszych działań, udało się wzbudzić w nich taką fajną ciekawość.

Jednak najlepszą kontynuacją projektu będzie wizyta słuchaczy w zakładach rzemieślniczych Przedmieścia Oławskiego - zobaczenie na własne oczy warsztatów mistrzowskich i skorzystanie z ich usług. Do czego serdecznie zachęcam.


 Zwróćcie też uwagę na cały, spójny system identyfikacji wizuanej projektu :) Należą się brawa!

Kroniki Sklepowe Trójkąta


Słynny wrocławski Trójkąt od lat walczy ze swoją raczej kiepską reputacją, ale dzieje się co raz więcej, aby odczarować Przedmieście Oławskie i zmobilizować lokalnych mieszkańców o dbanie o ten kawałek Wrocławia, w którym są przecież piękne kamienice!

„Kroniki sklepowe Trójkąta” skupiają się na odkrywaniu najstarszych zakładów i sklepików Przedmieścia Oławskiego. Zaprezentowane zostały w formie krótkich audycji - wywiadów z właścicielami miejsc, które przeprowadzili uczniowe Szkoły Podstawowej nr 96.

Projekt został zrealizowany we współpracy z Programem Współorganzacji Projektów Mikrogranty.

Projekt tworzą:
Jacek Sterczewski, Justyna Rudnicka, Ida Górska
uczniowie Szkoły Podstawowej nr 96 we Wrocławiu
Materiały graficzne autorstwa Natalii Jerzak

Instagram

Mieszkanie w kamienicy. Theme by STS.